Trener czy treser – czyli mamy dorosłego psa.

W kilku poprzednich ,bardzo krótkich artykułach starałem się pomóc kolegą i koleżanką w wychowaniu psa myśliwskiego. Starałem się zwrócić uwagę na szalenie elementarne kwestie w relacjach człowiek – zwierzę, obok których nie sposób przejść obojętnie , niczym obok myśliwego który z uporem maniaka patrzy w wyloty luf swojej dubeltówki. Każdy przy zdrowych zmysłach człowiek zwróci uwagę że tak nie wolno robić. Dobrnąłem w opisie życia psa do momentu kiedy wydaje się że wszystko już jest – mówiąc językiem nastolatków- ogarnięte w stopniu spoko. I nie ma żadnej mega wtopy.
Nasz czworonożny druh ma już około trzech lat. Poluje z nami z wielkim powodzeniem , sypia na swoim legowisku , jada tylko ze swojej miski , jeździ w samochodzie spokojnie siedząc na wycieraczce , jest grzeczny , opanowany i wpatrzony w nas jak w obrazek ,postrzegając nas jako jedynego przewodnika w stadzie. Marzenia…?
Na pewno nie. Myślę że bardzo wielu przewodnikom udaje się doprowadzić do tego stanu . A jeśli taka wizja dla nas jest bardzo odległa to musimy się zastanowić nad własnymi błędami.
Pierwsza bardzo ważna kwestia którą powinniśmy sobie uświadomić to umiejętność dostrzegania błędów i szybkość naszej reakcji.
Spróbujmy rozważyć studium przypadków.
Dojrzały wyżeł gładkowłosy który zalicza próby polowe oraz konkurs wszechstronny wyżłów na polowaniu indywidualnym oddala się od myśliwego i wraca po kilkudziesięciu minutach. Pytam właściciela od jak dawna występuje taki problem, po czym otrzymuję odpowiedź że w zasadzie to od początku. Właściciel prosi mnie abym pomógł wpoić posłuszeństwo psu. Niestety problem nie jest tak łatwy do rozwiązania jak by się wydawało. Ktoś może sobie pomyśleć – żaden kłopot , teletakt na szyję , tydzień treningu i wyżeł chodzi jak szwajcarski zegarek. Jednego na dziesięć psów tak się uda wytresować. Specjalnie używam słowa jakiego nienawidzę bo to właśnie będzie tresura , a nie szkolenie , układanie , prowadzenie czy przewodnictwo. Powodów ucieczek psa może być wiele , ale wymyślanie ich to dokładnie to samo co wymyślanie chorób tłumaczących robienie błędów ortograficznych. Oczywiście można, tylko po co? Najczęstszym powodem dla których pies nie chce polować z człowiekiem jest brak właściwej relacji pomiędzy nimi, na którą człowiek musi sobie zapracować . Robieniem tego o czym pisałem we wcześniejszych artykułach. I żaden trener , ani teletakt czy inny gadżet tego nie załatwi.
Jako małego, kilkuletniego chłopca często ojciec zabierał do dziadka. Pierwszą rzeczą którą robiłem zeskakując z roweru ojca było poszukiwanie jabłek na podwórku. Kiedy już nazbierałem ich kilka biegłem do małego okienka stajni gdzie natychmiast pojawiał się wielki łeb dziadkowej Kasztanki. Uwielbiałem zapach stajni , aksamitną skórę na chrapach konia kiedy delikatnymi wargami łaskotała mnie w otwartą dłoń na której podawałem jej smakowitą papierówkę. Ale wielki podziw budził we mnie dziadek czy ojciec , którzy przecież nie byli herkulesami ale bez lęku wchodzili do ciasnej i niskiej stajni gdzie półtonowy koń najpierw był pieczołowicie czyszczony zgrzebłami i szczotką a następnie , przy jego pełnej akceptacji i pomocy , ubierany w ciężkie chomąto. I nie było tam krzyków , bata, żadnych nerwów. Koń posłusznie wychodził ze swojej rezydencji i był zaprzęgany do wozu.
Dziś wiem że te relacje były właściwe . Współpraca konia i człowieka była bardzo widoczna szczególnie w lesie przy zrywce drewna. Koń i człowiek pracowali w bardzo trudnych warunkach , nieraz zapadali się po brzuch w bagnie , gryzły ich gzy i komary , a jednak koń nigdy nie używał swojej ogromnej siły przeciwko człowiekowi. Dlaczego?
Pewien sędziwy góral powiedział mi kiedyś że koń patrząc na człowieka przez to że jego oko jest tak duże i wypukłe niczym powiększająca soczewka widzi go jako olbrzyma. I obawia się go. Dlatego jest posłuszny. Oczywiście to tylko legendy , a strach nie jest i nigdy nie był wyznacznikiem przywództwa.
Ale podobnie jak w relacjach człowiek –pies , to właśnie człowiek , na każdym etapie życia zwierzęcia musi pokazywać swoje przewodnictwo w stadzie.
Zwierzę musi myśleć tak
,,Człowiek daje mi jeść, dba o mnie , pozwala mi biegać na spacerach , nie pozwala skrzywdzić , czyści moje futro i wzywa weterynarza kiedy jestem chory’’ Jest cudowny i wielki!
Natomiast kiedy zacznie myśleć tak
,,Człowiek daje mi jeść, dba o mnie , pozwala mi biegać na spacerach , nie pozwala skrzywdzić , czyści moje futro i wzywa weterynarza kiedy jestem chory’’ Jestem cudowny i wielki!
To wtedy mamy problem. Wtedy będą ucieczki i wymykanie się z pod kontroli. Powoli w zwierzęciu powstanie agresja i dominacja.
Jak wszyscy widzą w tekście różnica pomiędzy dwoma stwierdzeniami jest.. subtelna. Podobnie pomiędzy jednym postępowaniem doprowadzającym do braku problemów , a drugim generującym problemy również jest bardzo płynna. Ale jeśli ktoś rażąco narusza podstawowy kodeks postępowania i oczekuje że
będzie dobrze – jest w błędzie.
Wracając do naszego dojrzałego czworonoga to nawet jeśli nasz pies będzie miał kilka lat i duże doświadczenie to tak często jak tylko jest to możliwe wymagajmy od niego wykonywania komend . Egzekwujmy tak samo jak podczas szkolenia. Komenda siad , waruj , trzymanie aportu do momentu komendy puść , zostawanie w bezruchu na miejscu , czyli odłożenie, to wszystko musi być. Dlatego że być przewodnikiem , to mieć wpływ na psa. Mieć wpływ , to umieć egzekwować bez użycia siły. To bardzo proste , ale wielu myśliwych nie chce tego robić mówiąc , po co mam trenować aport , jeśli pies to potrafi? Po co ma pies warować jeśli może oprzeć swoja łapy o mnie?
Wreszcie po co ma iść przy nodze skoro jak ciągnie na smyczy idzie mi się lżej?
I tutaj jesteśmy w punkcie wyjścia. Pies w dojrzałym wieku , po wielu szkoleniach i konkursach , nie właściwie prowadzony, zabierany na prawdziwe polowanie raz , może dwa razy w roku, zaczyna się cofać w rozwoju. Zupełnie jak Ferrari którym chcemy jeździć tylko na zakupy. Można , ale na pewno się zepsuje , bo silnik nawet nie zdąży się rozgrzać. Tylko Pani ekspedientka w sklepie PSS Społem będzie naszą wielbicielką…Ale czy o to chodzi właścicielowi Ferrari?
Już Pan Masserati chcąc kupić sobie sportowy wóz poprosił swojego kolegę Enzo Ferriago o takowy. Niestety , usłyszał że musi ustawić się w kolejce i może za rok lub dwa otrzyma wymarzone auto.
I tak oto powstała marka Masserati , bo honor nie pozwolił Panu Masserati stać w kolejce. Sam zbudował sportowy bolid.
I właśnie dlatego namawiam wszystkich aby nie tylko mieć psa, ale rozumieć go i wypracowywać relację która jest właściwa dla psa i dla nas. Abyśmy nie stali w kolejce lecz sami wzięli się do roboty , która choć ciężka i często bardzo niewdzięczna , to u schyłku dnia dająca ogrom satysfakcji.
Jeśli ktoś decyduje się na założenie hodowli musi mieć na uwadze że wygląd psa jest bardzo ważny , ale to nie wszystko.
Bo jakkolwiek byśmy nie patrzyli na eksterier to dobierając odpowiednie skojarzenia mamy temat załatwiony. Natomiast na psychikę psa , przyszłego reproduktora czy suki hodowlanej ,ma wpływ wychowanie i prowadzenie , czyli proces długotrwały i pracochłonny.
Na szczęście większość hodowców to pasjonaci , ludzie którzy wierzą w to co robią. Dzięki wieloletniej pracy z psami nabyli wielu doświadczeń które procentują doskonałymi skojarzeniami , owocującymi wartościowym potomstwem które wzbogaca nasze łowieckie życie. Dlatego zawsze rozmawiajmy z właścicielem hodowli , sprawdzajmy czy jest on prawdziwym myśliwym. Czy psy są pasją jego życia , czy może sposobem zarabiania na…Ferrari?
Zapewniam wszystkich że właściwie prowadzona hodowla psów myśliwskich nie przynosi kokosów, lecz masę pracy i jeszcze więcej rozczarowań dla właściciela. Ale dla ludzi z wiarą i pasją jest to sposób na życie. I zawsze zdejmuję przed nimi czapkę.
Nie tak dawno temu pomagałem mojemu przyjacielowi kupić broń myśliwską. Wybraliśmy się do Lublina po kniejówkę Sauera w atrakcyjnej cenie. Od razu zastrzegłem że jeśli ów człowiek mi się nie spodoba to broni nie kupimy.
Przyjaciel przystał na to bez dyskusji mając do mnie bezgraniczne zaufanie. Właścicielem broni okazał się młody myśliwy który od razu przypadł mi do gustu. Bez problemu zgodził się na test broni na strzelnicy , dołożył paczkę amunicji która była już mu zbędna , i na koniec chciał nam sprezentować szczeniaka Fouska. Zapytany dlaczego ich jeszcze nie sprzedał odpowiedział że mógłby już dawno to zrobić , ale ludzie nie wzbudzają w większości przypadków jego zaufania. A nam chętnie odda psiaka za darmo. Dodam że psy były bardzo zadbane , choć domek owego myśliwego był więcej niż skromny . Kojce posprzątane i czyste , a psiaki o spojrzeniach Bolka i Lolka od razu wzbudzały u mnie szeroki uśmiech. Miałem wielką ochotę zabrać jednego z wyrośniętych już szczeniaków , ale moje potrzeby kynologiczne były już dawno zaspokojone. Po godzinie rozmowy przy herbacie , obejrzeniu wielu imponujących trofeów kupiliśmy broń i byłem bardzo zadowolony że są jeszcze myśliwi o których można powiedzieć że żyją przede wszystkim sercem , a nie tylko rozumem .
I nie mówię tu o tym aby szukać psów które ktoś chce oddać za darmo. Myśmy przecież przyjechali po kniejówkę… Mówię o tym aby najpierw szukać właściwych ludzi , którzy mają właściwe psy. A nie odwrotnie. Szukać psa , a później rozmawiać z ludźmi. Kiedy już znajdziemy właściwą hodowlę , cena będzie rzeczą drugorzędną gdyż na pewno będą to właściwie zainwestowane pieniądze. Sercem i rozumem.
Tego właśnie sposobu patrzenia na świat życzę wszystkim właścicielom czworonogów które wesoło machając ogonami dzielą z nami nasze myśliwskie sukcesy i porażki. Patrzmy na świat sercem , które odpowiada za nasze pozytywne emocje , na pewno będziemy bardziej szczęśliwi , a nasi czworonożni bracia odpłacą nam wszystkim co najlepsze.

Charyzmat informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.zamknij